środa, 31 sierpnia 2011

DIY - pudełko na płatki kosmetyczne

Z racji tego, że od około 3 lat jestem w ciągłej migracji i stan ten nie zmieni się przez przynajmniej 2-3 następne lata nie mogę gromadzić wszystkich przedmiotów, które mogłyby mi się przydać- w sytuacji zmiany miejsca byłoby to poprostu niewygodne i niepotrzebnie narobiłabym sobie dodatkowego bagażu. Dlatego pozostaje mi wyobrażanie sobie swoich "czterech ścian" i ich wystroju oraz przeglądanie katalogów i stron internetowych przedstawiających wnętrza i przeurocze przedmioty. Narazie;) 
Jednak w każdym miejscu, w którym mam mieszkać przez dłuższy czas, staram się jakoś wzbogacić wnętrze o miłe dla oka i pozostałych zmysłów przedmioty. I tak np. w pokoju, który wynajmowałam w trakcie studiów w oknie wisiały okropne firanki i seledynowa zasłonka- pozbyłam się tego szybciej niż przypuszczałam. Okno jenak nie mogło być "łyse"- sąsiadowało z oknami szkoły, a nie zależało mi na ślepiach wlepionych w mój pokój.  Kupowanie zasłonki specjalnie do tego pokoju też mnie jakoś nie urządzało- niepotrzebny spory wydatek. Po wizycie w SH znalazłam idealny kawał fioletowego materiału, który po obróbce postrzępionych końcówek( obszywałam wszystko ręcznie- nie miałam dostępu do maszyny), wypraniu i wyprasowaniu świetnie sprawdził się jako stylowa zasłonka. Dodatkowo spięłam ją czarną wstążką co sprawiło, że byłam w pełni zadowolona ze swojego okna;) 
Po wyjeździe z kraju w łazience mam większą część moich kosmetyków. Nie zabrałam oczywiście swoich pudełek i koszyczków, w których te kosmetyki trzymałam, więc pozostało mi stworzenie własnych. 
Od dawna marzyło mi się pudełko na płatki kosmetyczne podpatrzone u koleżanki. jednak nigdzie jakoś takiego odpowiedniego nie znalazłam, a poza tym i tak nie mogę gromadzić przedmiotów;) No i tak oto dzisiaj powstało moje- jak narazie zastępcze, z którym nie będę miała problemu się rozstać w razie konieczności. 
Do wykonania tego pudełka (a raczej obklejenia ) użyłam:
- papieru do pakowania prezentów
- sznureczka
- linijki
- kleju w sztyfcie i w płynie 
- pędzelka
- nożyczek 
i oczywiście pudełka;)
 Ja użyłam akurat pudełka po patyczkach kosmetycznych, które właśnie się skończyły. Pudełko jest zamykane, a o takie właśnie mi chodziło.








  
 
Linijką zmierzyłam wysokość pudełeczka dodając dodatkowy centymetr. Ze sznurkiem pewnie sposób znany- za jego pomocą zmierzyłam obwód pojemnika i również dodałam centymetr żeby to przyzwoicie ze sobą skleić.  
Końce otrzymanego pasa papieru skleiłam ze sobą klejem w sztyfcie. Nie polecam do tego kleju w płynie- tworzy nieestetyczne nierówności.  
 Zakładamy nasz "pokrowiec" na pudełko tak aby na górze wystawał ten dodatkowy centymetr i zaginamy go do środka pudełka. Podklejamy klejem w płynie za pomocą pędzelka. Chyba najbardziej niewdzięczna część obklejania;) Dociskamy końcówką pędzla do środkowych brzegów pojemniczka- lepszy sposób niż dociskanie palcami, bo papier lubi się do nich przyklejać i ścierać, co zresztą mi wyszło:P
Klej wysycha i mamy swoje pudełko. 

Pare dni wcześniej przygotowałam również mieszkanie dla mojej skromnej kolekji pędzli i mazideł do oczu. wykorzystałam pudełko po kakao. 
  
  
Mała, banalna rzecz, a oczy się cieszą jak wchodzę do łazienki.
Na marginesie: pędzelek, którym nakładałam klej wyczyściłam mocząc go w zmywaczu do paznokci i znowu można nim malować:)

wtorek, 30 sierpnia 2011

żel Garnier Czysta Skóra + peeling St.Ives = 0 czarnych główek!

Jakiś czas temu (mniej więcej pół roku temu) zaczęłam zmagać się z problemem małych, wrednych wągrów.
Szczerze mówiąc wcześniej nie miałam z tym problemów - na nosie czy brodzie czasami coś się pojawiło, ale kiedy policzki pokryły się czarnymi główkami, to już się trochę przeraziłam. Próbowałam znaleźć przyczynę pojawienia się wroga. Z racji tego, że problem pojawił się po zmianie kosmetyków (nawiasem mówiąc na kosmetyki Lirene - krem i peeling enzymatyczny, na które już dłuższy czas miałam ochotę) sprawdziłam ich skład - nigdy wcześniej tego nie robiłam, a to jak widać błąd. No i czego się doszukałam? Na jednej z pierwszych pozycji znajdowało się PARAFFINUM LIQUIDUM! Nasłuchałam się o tym składniku swego czasu w programie S.O.S Uroda (TVN Style) i tez dlatego całą winę zrzuciłam na ten właśnie składnik. Parafina tworzy na naszej skórze beztlenowe warunki, w których to swobodnie rozwijają się bakterie i inne takie. Dla bardziej zaciekawionych co w kremach i innych kosmetykach piszczy odsyłam tutaj - znajdziecie tam naprawdę ciekawe informacje. No i w ten oto sposób skutecznie zapchałam sobie pory.
A teraz do rzeczy, czyli jak sobie z tym poradziłam. Byłam bardzo zdeterminowana żeby się tego dziadostwa pozbyć i umówiłam się na wizytę u znajomej kosmetyczki na tzw. oczyszczanie manualne twarzy. Brzmi lepiej niż wygląda - jest to po prostu wyciskanie z twarzy wszystkich niechcianych "główek" po uprzednim otworzeniu porów ( rozpulchnieniu twarzy za pomocą pary). Po tej części moja twarz przeszła jeszcze peeling kawitacyjny, który szczerze uwielbiam. Przy mojej wrażliwej i naczyniowej skórze był to naprawdę wyczyn (kosmetyczka zastosowała wszystko tak, aby jej dodatkowo nie uszkodzić) co było zresztą widać przez kolejne 2 dni. Kiedy zaczerwienienia zeszły i mogłam w miarę obiektywnie ocenić rezultaty byłam lekko rozczarowana. Spodziewałam się efektu nieskazitelnie czystej skóry, a zastałam ją w tylko trochę lepszej formie. Zapomniałam dodać, że kosmetyki Lirene od razu poszły w odstawkę (dostały się mamie do wypróbowania). No i tak stosowałam różne żele oczyszczające i peelingi i nic nie pomogło. Aż niedawno przypomniałam sobie o tytułowym żelu do mycia Garnier Czysta Skóra, który stosowałam przez dłuższy czas jakiś może rok temu na zmianę z żelem Garnier 3w1. Dodatkowo skusiłam się na peeling St. Ives morelowy do skóry wrażliwej, o którym tyle to dobrego słyszałam. Uwierzcie, ze po około 10 dniach czyszczenia się tymi kosmetykami mój problem zniknął! Codziennie wieczorem wykonywałam te same czynności:
1) oczyszczałam twarz z makijażu wodą micelarną AA
2) myłam delikatnie masując skórę żelem                                              
3) następnie peeling
4) przemywałam skórę tonikiem (czego nigdy wcześniej nie stosowałam i to tez był błąd)
Rano myłam twarz żelem i przecierałam tonikiem, bo skóra jest jednak trochę napięta.
Dodam, że skórę mam naczyniową (niestety) i mieszaną z wielką tendencją do przesuszania.

Wyżej bohaterowie tego wpisu (w wersji angielskiej z racji tego, że aktualnie przebywam w przepięknej Anglii - opakowania jednak nie różnią się zbytnio od polskiej wersji).
Taki jest mój skromny sposób na walkę z czarnymi główkami. Polecam wypróbować jeśli ktoś zmaga się z takim problemem- a nóż zadziała i u was! :)

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Na początek..

Blog będzie związany ze wszystkim co zainteresuje mnie w danej chwili, co znajdzie się w zasięgu wzroku i przykłuje ten wzrok na dłużej.
Powstał po kilku duuugich tygodniach kiedy to przybyło mi znacznie czasu tzw. "wolnego", z którym nie wiedziałam co zrobić (choć chwytałam się wszystkiego co możliwe). Tak więc nie przyzwyczajona do nic-nie-robienia i po przeglądnięciu kilkunastu innych blogów stwierdziłam " Kurcze, czemu by nie założyć swojego?". I tak oto jestem ze swoim stosem myśli i przedmiotów.
Miłego;)