środa, 26 września 2012

Ale co kiedy się nie chce?

No właśnie. Myślę, że nawet najbardziej zmotywowanym osobom zdarza się taki dzień, kiedy poprostu się nie chce. Bo nie. I co wtedy? Leżeć i nic nie robić? Zmusić się i się męczyć? Hm?
Od weekendu zza okna widzę zamazany świat. A bo leje non stop. Taka jesień w tym roku. Lubię to mimo wszystko, a jeszcze bardziej, bo siedzę w domu. Ale zauważyłam jak wpływa to na moje poranne wstawanie. I tutaj tak trochę wyjaśniająco: jestem w takim momencie swojego życia, że nie muszę zrywać się o świcie i biec do pracy, tak naprawdę to 'pracę' mogę zacząć o której chcę, a w pełni dyspozycyjna mam być dopiero od godziny 15.15. Ale wstaję rano, bo lubię. Bo lubię mieć dłuższy dzień. Nigdy nie lubiłam do późna spać. Z racji tego wolnego czasu rano postanowiłam, że wtedy właśnie będę sobie ćwiczyć. No i ładnie mi szło w tamtym tygodniu, o 8.20 zaczynałam ćwiczyć, później prysznic, śniadanie, wszstko na swoim miejscu. Kryzys przyszedł dzisiaj, choć już wczoraj dawał o sobie znać. Prawie całą noc deszcz ładnie walił o parapet, tak dobrze się spało. No i co. O 7:45 zjadłam banana - tak sobie postanowiłam coś zjeść 0,5h przed treningiem. I co? Głowa do poduszki i mnie nie ma. Wstałam prawie o 9:30 i to ledwo! Jedyne co mnie zmotywowało do tego żeby w ogóle ruszyć to właśnie ten banan(!) Normalnie do mnie powiedział : "Ej, to po to mnie zjadłaś żeby teraz leżeć? Ruszaj dupę i nie ma, że boli".

Ubrałam się i powlokłam z laptopem do pomieszczenia gdzie mogę bez problemu machać kończynami. Odpalam Petardę i... wysiadam. W głowie tyloko : ' nie chce mi się, odpuść dzisiaj, jutro też jest dzień'. Zrobiłam dwie rundy+rozgrzewka i wyłączyłam program. Już miałam się zbierać pod prysznic i myślę sobie 'No tak, tak jest najłatwiej' i poszłam po Skalpel. Pominęłam kilka ćwiczeń, ale jakaś praca mięśni była. Sumienie zaspokojone.
Teraz pytanie może paść : 'To po cholerę Ty to robisz, skoro nie czujesz motywacji, nie chce Ci się?' A no właśnie.

Zaczynając ćwiczyć nie miałam na celu:
- zgubić wagi (jestem w normie, nie narzekam, bywało gorzej)
- w jakiś sposób ćwiczyć swój charakter, wyrobić sobie dobre zdanie na swój temat, poczuć, że jestem silna psychicznie (znam siebie, wiem na co mnie stać, jak silną osobą jestem i żadne treningi personalne nie są mi potrzebne aby uwierzyć w siebie i swoje możliwości)
- poczuć się sexy u móc bez płaczu patrzeć w lustro (z tym nie mam problemu, a na siebie patrzeć lubię, choć to głupio brzmi)
- zmienić swoje życie (swoje życie lubię i nie narzekam, a jeśli chcę coś zmieniać to to robię, niezależnie w jakiej jego dziedzinie)
Myślę, że są to główne powody, dla których od kilku miesięcy tysiące kobiet podejmuje aktywność fizyczną. Jednak co jeśli jest się najnormalniej w świecie zadowolonym z siebie, gdzie szukać tej motywacji?
Pytajcie teraz : 'To po co zaczęłaś?'. A no po to, żeby mieć takie ciało, o jakim zawsze marzyłam: mięśnie brzucha ładnie zarysowane, kształtne ramiona, uniesiona pupa i żeby uda nie stykały się ze sobą. Mniej więcej tak:

Nie wiem czy jesteście w stanie zrozumieć o co mi chodzi. W trakcie treningu, kiedy już umieram myślę, sobie : 'Przecież wyglądasz dobrze, zwolnij, najwyżej osiągnięcie celu zabierze Ci więcej czasu'. No i co.. raz zwalniam raz nie. Żeby nie było, że nie staram się mobilizować i motywować. Najbardziej przemawiają do mnie obrazki (wzrokowiec) i dość proste i jasne słowa. Jakie to banalne.


Wstawiam sobie takie rzeczy na pulpit, widzę, czytam zastanawiam się, przyjmuję do wiadomości. No i działam, tylko czasem tak bardzo chce mi się odpuścić, a zaraz potem nachodzi mnie myśl, że przecież nie odpuszczę. Powinno to mi pomóc w walce z moją silną wolą, z którą u mnie bywa różnie. Nie przemawia do mnie w taki dzień żaden obiecany błogostan po ćwiczeniach (?).
Ja naprawdę staram się sama siebie zrozumieć i mam z tym problem haha:)

Jak jest u was? Wiem, że w ostatnim czasie na wielu blogach pojawiły się posty motywujące itd., ale może ktoś ma takie chwile, że w sumie dochodzi do wniosku, że nie chce mu się i nie będzie.

Co robię w takiej sytuacji? Dzisiaj ćwiczyłam. Ale jeśli jutro pojawi się takie samo odczucie rano to odpuszczę. Mój świat się nie zawali. I poczekam aż nabiorę energii i ochoty. Myślę, że zajmie mi to max 2-3 dni.



poniedziałek, 24 września 2012

50 odcieni... nudy

Ktoś kojarzy nawiązanie tytułu posta do tytułu pewnej książki? Jestem pewna, że nie jedna z was. A to za sprawą sporego zainteresowania ze strony mediów i nagłośnienia tej pozycji gdzie się da. Nie ma się co dziwić, w końcu książka stała się światowym bestsellerem (40 milionów sprzedanych egzemplarzy). Mimo, iż to już ponad rok temu książka miała swoją premierę, ja sięgnęłam po nią kilka tygodni temu. Jeszcze przed wakacjami zastanwiałam się: wtf? O co chodzi? Wszędzie, gdzie się nie obróciłam widziałam tą okładkę - wystawy księgarń, billboardy na stacjach kolejowych, nawet w telewizji zobaczyłam dokument, gdzie pisarze wypowiadali się na temat tej książki. Z tego właśnie filmu dowiedziałam się, że książka jest kontrowersyjna i... zapragnęłam ją przeczytać.

Tak więc podekscytowana zaczęłam czytać. Bez wypieków na twarzy i bez popijania zimnej wody co chwilę. Z każdą kolejną stroną książka zaczęła mnie nurzyć. Może początek jest i w porządku - no w końcu akcja się rozwija i tak jest przez połowę książki jeśli dobrze pamiętam. Później jest już tylko gorzej. Książka jest do granic przewidywalna i w pewnym momencie nawet te perwersyjne sceny zaczynają Cię poprostu nudzić. Wszystko jest do siebie w jakiś tam sposób podobne i jeśli trafisz na słowa, że główna bohaterka przygryza wargę to możesz za chwilę spodziewać się sceny ostrego stosunku. A nie, przepraszam, ostrego 'pieprzenia', gdyż Pan Grey tylko taki typ zbliżenia z kobietą toleruje. Zresztą niech sobie robi co uważa, każdy lubi coś innego. I rozumiem, że takie opisy mogą rozbudzić seksualnie nie jedną kobietę, ale cały efekt moim zdaniem zeputy jest przez styl pisania pani James. Wiem, już to, czego nie wiedziałam przed rozpoczęciem czytania, a co wywnioskowałam w trakcie, że autorka czerpała inspirację z sagi "Zmierzch". Przyznam, że czytałam pierwszą część i podobała mi się fabuła, ale tak samo, styl i główna bohaterka do bani. Ciagłe wzdychanie i podniecanie się tak cudownym facetem, jakim jest Grey. Aż mnie trzepie.
I cały czas na coś czekałam. No nie wiem, nie potrafię tego opisać. Myślałam, że wydarzy się naprawdę coś ciekawego.
Pod koniec miałam już wielkie opory, żeby w ogóle odpalać tą książkę. Niestety nie lubię przerywać czytania w pewnym momencie i tylko dlatego doczytałam ją do końca.

Także jeśli jesteś fanką Belli i Edwarda i nie wstydzisz się czytać opisów scen perwersyjnych stosunków płciowych, przeczytaj, pewnie polubisz całą trylogię. Jeśli nie, ale jesteś ciekawa tak jak byłam ja, to przeczytaj choć fragment i wyrób sobie zdanie na jej temat.
To co napisałam to tylko i wyłącznie moja opinia. Nie chciałam urazić fanów książki, ani kogoś zbulwersować.

Powiedzcie co o niej sądzicie? Czytałyście? Nie? A może zamierzacie?


poniedziałek, 17 września 2012

Pierwszy raz - z bliska

Coś nowego dzisiaj. Nie żebym coś odkryła, nie, nie nic z tych rzeczy;) Tak po prostu, całkiem spontanicznie, przed wyjściem na miasto postanowiłam strzelić foty swojemu dziennemu makijażowi. I tutaj kilka ważnych kwestii:
1) nie jestem makijażystką, więc wiecie nie patrzcie na to surowym okiem
2) pierwszy raz robiłam zdjęcia swojej twarzy i przyznaję, wcale to łatwe nie jest
3) nie zwracajcie proszę uwagi na moje brwi  - one żyją swoim życiem, teraz im na to pozwalam, bo chcę je trochę zagęścić i zmienić kształt
4) czoło - no comment



Na drugim wyszłam przeblado! Także jak widac, taki ot zwykły dzienny.
Użyłam:
podkładu mineralnego Lucy Minerals w odcieniu Bisque
korektora Collection 2000 w odcieniu Light 2
bronzera z Face Contour Kit firmy Sleek (884 Light)
na brwi cień Crushed Walnut z Natural Collection

cieni Sleek z paletki OH SO SPECIAL
kredki do oczu Basic w kolorze 10
tuszu do rzęs Essence Multi Action
eyeliner'a z Maybelline Lasting Drama Gel Liner

a na ustach Revlon Lip Butter w odcieniu Tutti Frutti

To na tyle.

Pozytywnego dnia:)

czwartek, 13 września 2012

Co nowego..?

A no trochę się działo ostatnio:) Przeszła Olimpiada i zaraz za nią Paraolimpiada. Jako Polka jestem cholernie dumna z naszych paraolimpijczyków. Kto jeszcze nie wie - nasi zdobyli 36 medali i wdrapali się na 9 miejsce w rankingu!! Szacunek przeogromny! Miałam przyjemność oglądać na żywo maraton oraz siedzieć na trybunach w Aquatics Centre - co za emocje! Nie raz łza zakręciła mi się w oku, choć ja jestem do granic miękka jak jajko. Brytyjczycy spisali się niesamowicie w organizacji całych igrzysk, jak i w dopingowaniu sportowców. Pozostały wspomnienia i kilka zdjęć:




Poza tym wybraliśmy się m.in zobaczyć Karnawał w Notting Hill - stroje i kolory niesamowite, ale organizacja beznadziejna.. Ashdown Forest-czyli nic innego jak Las Kubusia Puchatka :)

Pochwalę się też, że... ZDAŁAM FCE! Taaaaak cieszę, się jak głupia. Co prawda ocena mogłaby być lepsza, ale przyznam, że włożyłam w ten egzamin całą swoją energię i nie zarzucam sobie nic.

Co jeszcze? Nic oryginalnego tym razem - zainteresowałam się ćwiczeniami, szczególnie Chodakowskiej - co niektórzy pewnie już omdlewają od samego wspomnienia jej nazwiska;) I powiem wam, że to polubiłam. Także staram się 4-5 razy w tygodniu dać sobie porządny wycisk rano. Ćwiczyłam do połowy lipca, później siłą rzeczy musiałam przestać, ale zaczęłam znowu od początku września. Za to w ciągu właśnie tej przerwy 'pogrywałam' sobie w tenisa, którego polubiłam, szczególnie oglądać;)

Wpadło również kilka nowości kosmetycznych i ciuchowych, no trudno żeby nie:) I dalej ciągnę mój plan oszczędnościowy choc ostatnio jakoś nie mieszczę się w ramach i musze nadrabiać, ale nie boli więc nie jest najgorzej;) 

Tak jak wspominałam w ostatnim poście (ho ho, ktoś jeszcze pamięta?;)) rozpracowałam troszkę swój aparat. To jeszcze nie to co może być, ale taki mały kroczek jest. No i zapraszam was na mojego drugiego bloga, którego założyłam całkiem spontanicznie. On dopiero raczkuje, ale mam nadzieję, że okazji aby go karmić będzie więcej;)   http://w-lustrze.blogspot.co.uk/

Tak, miałam przeogromną potrzebę napisać tego posta. Nie obiecuję, że będą regularne, ale jeśli jesteście czymś zainteresowane lub macie jakieś sugestie to walcie śmiało. Dziękuję również za te wejścia, których liczba wzrosła mimo przestoju, czego się kompletnie nie spodziewałam.

Jak zwykle, życzę wam udanego, pełnego wyzwań dnia;)

Do następnego..?