środa, 24 października 2012

Wymienisz się?

Przetrzepując ostatnio szafki z kosmetykami doszłam do wniosku, że mam takie rzeczy, które w jakiś sposób mi nie służą, są w dobrym stanie, ale jeśli dalej tak pójdzie to tylko się zmarnują. No, fanką marnowania dobrych produktów nie jestem więc przychodzę do was z propozycją wymiany. Narazie są to tylko 2 produkty.
Pierwszy to Sleek Face Contour Kit (884 Light)-zakupiony rok temu i ważny przez kolejne 12 miesięcy.
Stan aktualny:

Jak widać zużycie jest minimalne.

Druga rzecz to lakier do paznokci Catrice (820 Pimp My Shrimp)


Tego nie widać na zdjęciu, ale produktu jest ponad połowa w buteleczce, konsystencja taka jak na początku.

Jeśli macie jakieś pytania odnośnie produktów-pytajcie!

Miłego! A ja idę piec ciasto marchewkowe;D

środa, 17 października 2012

Jaki jest Twój Sekret?

Książka "The Secret" wpadła mi już w oko ponad rok temu, kiedy to nasza Hostka oprowadzała nas po naszym nowym, 'tymczasowym' domu i przy stwierdzeniu, że możemy z wszystkiego korzystać i się nie krępować dodała, że oczywiście z książek też, z tym, że wszystkie są w języku angielskim. Zobaczyłam regał z książkami i BLINK BLINK. Kilka książek wpadło mi od razu w oko, między innymi właśnie ta wspomniana wyżej. Na drugi dzień od razu po nią sięgnęłam i czym prędzej...odstawiłam z powrotem na miejsce. Dlaczego? A no dlatego, że mój angielski pozostawiał wiele do życzenia i po prostu nie dałabym rady jej przeczytać. Poza tym nie wiem czego się spodziewałam, ale kiedy ją otwarłam to jakoś mnie nie zachęciła. Plusem dla mnie jest fakt, że autorka jest australijką, ponieważ bardzo sceptycznie podchodzę do publikacji amerykańskich... Cóż, takie jest moje zdanie.
Kolejne podejście zrobiłam tydzień (?) temu. Zaczęłam czytać i skończyłam dziś rano.


Jakie wrażenia? Jak najbardziej pozytywne. Kilka rzeczy było dla mnie nowych, ale raczej nie było to wielkie olśnienie, a całość była mi znana. Może dlatego, że mam już za sobą "Potęgę podświadomości".
W każdym bądź razie nie żałuję, że po nią sięgnęłam. Książka pomaga przestawić nasze myślenie na korzystniejsze tory. Wszystko tłumaczy i jest łatwa w odbiorze. Poza tym każdy wyciąga z niej to, co jest mu potrzebne.
O wizualizowaniu swoich celów życiowych mówi się dużo ostatnio, takie odnoszę wrażenie. I wiecie co? Ja się pod tym podpisuję. Nie raz w swoim życiu ( i to przed przeczytaniem tej czy innej książki nawiązującej do tematu) przekonałam się, że w tym jest moc. Jako nastolatka zawsze przed pójściem spać wyobrażałam sobie siebie w różnych sytuacjach, w których znalazłam się kilka lat później. Zawsze zastanawiałam się jak to się dzieje, że życie układa mi się tak jak sobie to wymyśliłam?
Ostatnia taka sytuacja była rok temu. Robiłam takie właśnie wizualizacje o moim wyjeździe za granicę już długo przed samym wyjazdem i w ogóle przed załatwianiem czegokolwiek. Wszyscy znajomi i rodzina też zostali poinformowani, że wyjeżdżam jako AuPair i tyle. Zaczynałam realizować swój plan – wcześniej skończyć rok akademicki i obronić się też wcześniej. Cały czas żyjąc myślą, przekonaniem, że 'no tak, muszę to zrobić teraz, bo później już mnie tu nie będzie'. Okoliczności naprawdę mi sprzyjały i wszystko zakończyło się pomyślnie.
Odpowiedniej rodziny i opcji szukaliśmy około 5 miesięcy i nic. Dodam, że jechaliśmy jako para, a takich ogłoszeń jak na lekarstwo. W końcu zaczęliśmy szukać innej pracy i oferta wpadła od razu. Wszystko było już praktycznie załatwione i mieliśmy wykonać tylko ostatni telefon potwierdzający, że na pewno się zgadzamy na warunki pracy, kiedy to nagle pojawiła się oferta, taka jaką chcieliśmy. Telefon do rodziny, rozmowa wstępna i mamy kontrakt.


Udało się zrealizować to czego chcieliśmy od początku.
Taka krótka dygresja;)
Takich sytuacji w moim życiu było wiele, dlatego też uznaję tą książkę, jako świetne wprowadzenie dla osób, które potrzebują zmian w swoim życiu, podpowiedzi czy wskazówki co z nim zrobić i na jakie tory wskoczyć. I prawdą jest, że pozytywne myślenie zmienia wiele rzeczy.
Szczerze zachęcam do tej lektury. Jeszcze muszę się przyczaić na nową pozycję, o której już co nieco słyszałam, 'Siła'.
Czytałyście? Jaki jest wasz stosunek do tego typu filozofii życia? A może nie czytałyście, ale czujecie się zachęcone do sięgnięcia po 'Sekret'?

Miłego, jak zwykle! ;)

poniedziałek, 15 października 2012

Postaw na usta, postaw na kolor!

Tak jak już w poście o pielęgnacji wspominałam, w planach miałam pokazać Wam również moją skromną kolekcję pomadek i błyszczyków. Nigdy nie byłam mega fanką tego typu produktów do makijażu. Szminek unikałam jak ognia, a błyszczyk zawsze się jakiś plątał po kosmetyczce, wiadomo, czasem się przydawał. 

Tak to wygląda na dzień dzisiejszy. Nie ma fuksji (przymierzam się do tego koloru), różu i fioletu. Za to czerwienie i różne odcienie pomarańczy i koralu jak najbardziej. 
Po krótce powiem co nie co o każdym z nich.

1) essence, 52 in the nude - ktoś jeszcze nie zna? Jak tylko zapanował szał na te pomadki, ja też musiałam mieć. Używam jej zdecydowanie rzadziej niż pomarańczowych odcieni. Zestawiam ją raczej z ciemniejszym makijażem oczu niż tym codziennym. Trwałością nie grzeszy, wchodzi w załamania, ale nie wysusza i równomiernie znika.

2) Collection 2000, CreamPuff, Powder Puff 2 - równie dobrze znana jak pomadka powyżej. Trzyma się dobrze, jednak żeby wygląda dobrze należy mieć bardzo dobzre wypielęgnowane usta. No i niestety trochę wysusza. Najczęściej stosuję ją jako bazę dla pomadki In the nude. Pachnie cudnie!

3) Vipera, 71 - mój zdecydowany ulubieniec. Używam jej bardzo często, świetnie czuję się w tym kolorze. Pomadka świetnie się nakłada, jest kremowa, nie podkreśla suchych skórek, nie wysusza. Jedyny minus taki, że przy znikaniu zostawia nam obrysowane usta. Nie mierzę czasu jaki pomadka wytrzymuje na moich ustach, ale myślę, że spokojnie bez jedzenia i picia da radę na 3 godziny. Cena to około13-14 zł. Jak dla mnie produkt bardzo na tak.

4) benefit, Cha Cha Tint, Mango-Tinted, lip&cheek stain - był dodatkiem do gazety, mam go krótko i jest to mój pierwszy tint. Spodziewałam się, że na ustach będzie zostawiał tak żywy kolor jak na pędzelku, ale niestety przy zetknięciu z ustami dopasowywuje się do nich i jedynie delikatnie zmienia ich kolor na ciemniejszy. Użyłam jak narazie raz i uczucia mam mieszane, więc już nic więcej narazie nie mówię;)

5) Collection 2000, Volume Sensation, Peachy Keen 11 - totalny niewypał. Była to moja pierwsza szminka, która miała być piękna i pomarańczowa. Niestety jako laik pomyślałam sobie, że takie perłowe wykończenie będzie wyglądać dobrze. No cóż, niestety nie dla mnie ten błysk. Z racji tego właśnie, pomadki nie 'założyłam' ani razu, gdyż kompletnie nie czuję się w tym wykończeniu

6) MUA, Out There, Plumping Lip Gloss, Sienna - już kiedyś pokazywałam ten błyszczyk. Kolor jest cudny, taki jaki chciałam. Pigmentacja - marzenie jak na błyszczyk, w dodatku tak tani, bo tylko 2 funty. Zapach nizbyt przyjemny. Jest to błyszczyk, który ma nam nasze usta powiększyć, mhm, i też dlatego mrowi co niby oznacza, że nasze naczynia krwionośne się rozszerzają. No i tutaj pudło, bo z moimi naczynkami na dolnej wardze nie mogę sobie pozwolić na to żeby cos wpływało na ich rozszerzenie. Może to i lepiej, bo błyszczyk składa się głównie z parafiny, a to wysusza moje usta. Ale na wszystko znajdzie się sposób i nakładam go na lipbutter bądź kredkę z Gosha.

7) TopShop, Glaze, Laid Back - błyszczyk transparentny niestety, a bardzo chciałabym żeby dawał taki kolor na ustach. Dość przyjemny, lekko klejący, więc fruwające włosy odapadają. Daje ładny połysk i nie wysusza ani nie podkreśla suchych skórek.

8) Revlon, ColorBurst Lip Butter, Tutti Frutti - uwielbiam! Za kolor, za trwałość, za to, że równomiernie schodzi z ust i pielęgnuje. Polecam spróbowac każdej z was! ;)

9) GOSH, Jumbo Lip Gloss Pencil, 02 Flamenco Coral - ciekawy produkt, dobrze wygląda na ustach. Podkreśla jednak suche skórki, aplikacja taka sobie i zapach nie bardzo. ale generalnie produkt nie najgorszy.

10) MUA, Lipstick, Shade 13 - moja pierwsza czerwona pomadka. Kosztuje funta, ale cena tutaj nie dyktuje nam jakości. Szminka jest kremowa, dobrze się aplikuje, równomiernie znika i nie podkreśla suchych skórek. Jeśli więc chcecie poeksperymentować z czerwienią to serdecznie polecam. Moją muszę wymienić gdyś termin ważności to tylko 12 miesięcy i to chyba największy minus tego produktu.

11) Inglot, Funny, Orange 13 - produkt przyjemny, jesli ktoś lubi bezbarwne lipglossy to napewno będzie zadowolony z tego 'naszego' kosmetyku. Świetny zapach, oczywiście wybór jest duży, u mnie padło na pomarańczę i nie żałuję. Nie klei się na ustach i nie wysusza.

12) MUA, Lip Liner - Red Drama - świetna kredka, miękka, dobzre się tzryma na ustach, idealnie pasuje do pomadki wyżej (10) i taką też ma cenę. Jestem zadowolona i pewnie sięgnę po inne kolory.

Swatche w tej samej kolejności. Jak widac niektóre kolory są do siebie zbliżone, ale wiecie jak to jest, zawsze się czymś różnią ;)

To na tyle. Jak mówiłam - szału z ilością nie ma, ale to wynika też z tego, że pracując w domu nie robię sobie makijażu (nadrabiam za to wychodząc choćby po bułki :p) więc taka ilość spokojnie mi starcza. Aczkolwiek kilka nowych produktów już mam na oku więc pewnie coś jeszcze wpadnie:D

Wolicie pomarańcze czy róże? A może szalejecie z burgundem i fioletem?
Enjoy!

wtorek, 9 października 2012

Wygrana!

Doszła dzisiaj do mnie nagroda, którą wygrałam w konkursie na blogu cherrylassie ;) Jako, że pierwszy raz coś tutaj wygrałam to cieszę się podwójnie.

A to znalazło się w paczce:

Maseczek miało być 5, a ja znalazłam 6, miło;) Jeszcze raz dziękuję Kochana! :*

Taki miły akcent w tak podły dzień. A tu trzeba jeszcze dotrzymać do wieczora.. 
W nocy skończyłam czytać "Annę Kareninę", więc w najbliższym czasie może coś o niej skrobnę. Idę po kakao, zapalam świeczkę i biorę "Sekret", który zaczęłam czytać rano. Mam jeszcze 1,5 h na regenarcję, przed powrotem dzieciaków ze szkoły - mam nadzieję, że pogoda na nich zadziała i zamiast krzyczeć, kłócić się i denerwować będą siedziały i zajmowały się swoimi sprawami. 
Wam życzę miłego dnia !

niedziela, 7 października 2012

Postaw na usta! Pielęgnacja

Nigdy nie byłam fanką szminek, pomadek, miałam jakieś tam błyszczyki i oczywiście sztyfty ochronne, ale szału nie było. W sumie dalej nie ma w mojej kosmetyczce, ale w ostatnich miesiącach poszerzyła się delikatnie kolekcja mazideł do ust więc pokażę co mam. Jak sobie przypominam, jeszcze 2 lata temu w ogóle bym nie pomyslała, że sama, z własnej nieprzymuszonej woli kupię sobie szminkę. Teraz jednak mam ochotę kupić i wypróbować wszystkie, które wpadną mi w oko;)

Dzisiaj jednak o pielęgnacji, której oczywiście podstawą jest balsam do ust Tisane. Prześwietny kosmetyk i sprawdza się u mnie najlepiej.


1) Go Balmy! Lip Balm, Dirty Works - balsam zakupiłam w supermarkecie chyba Sainsbury's za około funta. Ma całkiem przyjemny skład, dobrze rozprowadza się na ustach, jest przezroczysty i pozostawia usta gładkie. Jedyne co to zapach może działać na jego niekorzyść - chemiczna, słodka truskawka. Nie stosuję go narazie systematycznie i czeka na swoją kolej.

2) Tisane - ulubieniec zdecydowany! Nakładam na noc, a rano budzę się z mega gładkimi ustami.

3) Born Lippy, The Body Shop - już kiedyś o nim pisałam, bardzo przyjemny balsam, zapach sztuczny, ale do przeżycia, ważne, że działa

4) Cherry Lip Balm, Amazon Soaps - w sumie to u mnie nowośc, może raz użyłam tego balsamu. Jest to kosmetyk ręcznie robiony z naturalnych składników. Zapowiada się ciekawie.

5) Softlips, French Vanilla, spf 20 - używałam głównie latem i ze względu na spf go zakupiłam. zapach waniliowy, efekt chłodzenia przy aplikacji. Nie nawilża jednak ust, a tylko chroni je na chwilę, więc raczej do niego nie wrócę.

6) EOS Honeysuckle Honeydew - mam od około 3 tygodni i używam non-stop. Nawilża dobrze, aczkolwiek nie utrzymuje się ono długo, trzeba często aplikować. Ładny, delikatny zapach i smak. Opakowanie jest plastikowe, ale ten lastik jest taki jakiś przyjemny w dotyku, nie wiem jak to opisać, posiadaczki pewnie wiedzą o co mi chodzi. W sumie szału nie robi, ale myślę, że i tak warto było spróbować;)

7) Lip Therapy with Rose and Almond Oil, Vaseline - jedna wielka pomyłka. Nie wiem po co po to sięgnełam w sklepie, do dzisiaj zadaję sobie to pytanie. Wiem, że jest wielu zwolenników tego produktu, ja się do nich nie zaliczam. Użyłam może dwa razy. No każdy wie, jak działa wazelina - natłuszcza, ale nie nawilża. Zapach znośny w opakowaniu, jednak na ustach bleh... 

Tak to u mnie wygląda;) Nie używam żadnych peelingów do ust z racji tego, że na dolnej wardze mam popękane naczynka i wolę ich niedrażnić. Tisane na noc, a rano wstaję i delikatnie ręcznikiem bądź palcem trę usta i usuwam martwy naskórek.
W następnym poście będzie kolorówka, więc jeśli jesteście ciekawe to serdecznie zapraszam. 

Enjoy!